wspiera pamięć i koncentrację u dzieci, usprawnia procesy uczenia się
unikalne proporcje kwasów tłuszczowych omega-3
nie zawiera cukru, barwników ani sztucznych aromatów
bogaty w kwasy tłuszczowe EPA, DHA i GLA, które mają kluczowe znaczenie dla mózgu, pamięci i koncentracji
Suplement diety
Przed użyciem zapoznaj się z ulotką, która zawiera wskazania, przeciwwskazania, dane dotyczące działań niepożądanych i dawkowanie oraz informacje dotyczące stosowania, bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą.
reklama

Skąd pomysł na bloga o dwujęzycznym wychowaniu dzieci? Skąd się wzięli Zbóje z Lądka Zdrój?

Wychowanie dwujęzyczne zaczęło się, gdy urodziłam pierwszego syna. Pisać zaczęłam jak na świecie był już też drugi. Oboje z mężem nie mieliśmy wątpliwości, że chcemy, aby nasze dzieci były dwujęzyczne. Z tym, że ja nie miałam tu żadnego kontaktu z językiem polskim, ani z polonią, ani osobami w podobnej sytuacji. Czułam się w tym bardzo samotna. Kombinowałam z dnia na dzień, jakby tu ten polski wprowadzić, jak go rozwijać. W końcu doszłam do wniosku, że skoro, jak tego szukam i nie mogę znaleźć, to inni także mogą mieć z tym problem. To była główna motywacja. Na początku Zbóje były o tym, jak w tej rzeczywistości na emigracji znaleźć sposób na uczenie dzieci polskiego, kultywowanie polskości. Potem zaczęłam to rozwijać, do praktycznych porad dopisywać śmiesznostki. Z czasem prowadzenie tej strony stało się dla mnie terapeutyczne. Starałam się publikować posty codziennie. Ta wewnętrzna presja, że muszę coś napisać, pozwalała przepracować trudy po ciężkim dniu. Takim, kiedy chce się tylko wyjść i trzasnąć drzwiami, jak to czasem mamy mają. Przerabianie tych trudów tak, żeby było śmiesznie, ironicznie, działa na mnie terapeutycznie, dlatego też to robię – dla siebie i innych, bo może ktoś czegoś takiego szuka.

Pracuje Pani w szkole, uczy języków obcych. Czy doświadczenie pedagogiczne pomaga w wychowaniu dwujęzycznym?

I tak, i nie. Na pewno pozwala zrozumieć, jak dzieci się uczą, zrozumieć, że chłopcy uczą się inaczej niż dziewczynki, zdobyć wiedzę, jak uczyć dzieci z autyzmem, ADHD czy dysleksją. Na studiach, a potem na kursach i szkoleniach, człowiek poznaje takie różne sztuczki, które potem wypróbowuje na własnych dzieciach, nawet jeżeli nie mają danej przypadłości. Okazuje się, że to działa nie tylko w nauce dzieci neuroróżnorodnych. 

Ale relacja nauczyciel-uczeń jest zupełnie inna niż relacja rodzic-dziecko. Nauczyciel uczący własne dzieci – to jest strasznie frustrujące i trudne. Bo, jak przekazać wiedzę dziecku, dla którego jest się przede wszystkim mamą, którą odbiera inaczej niż nauczyciela i przy której inaczej się zachowuje? Jak stawiać granice swojemu dziecku, wobec którego ma się inne wymagania niż wobec uczniów? To jest bardzo, bardzo trudne. 

W wychowaniu dwujęzycznym pomogło na pewno to, że sama jestem trzyjęzyczna i uczę języków obcych. Mój mąż też. Poznaliśmy się podczas mojego pierwszego roku mieszkania w Anglii. Kończyłam uprawnienia nauczycielskie i szukałam zatrudnienia. Spotkaliśmy się na rozmowie kwalifikacyjnej, na którą oboje byliśmy zaproszeni. Żadne z nas tej pracy nie dostało, ale była nagroda dodatkowa. Po dwóch miesiącach znajomości mój mąż zapisał się na kurs polskiego, a dziś mamy Zbója Starszego i Zbója Młodszego, razem tworzymy polsko-angielską rodzinę. 

Początek jak z Hollywood, a jak jest teraz? Jak dzieci podchodzą do swojej dwujęzyczności i polskości?

Nie wiem, na ile, to manipulacja z mojej strony, ale moje dzieci mają bardzo sentymentalne podejście do Polski. Myślę, że to efekt z jednej strony moich opowiadań, a z drugiej naszych wyjazdów do Polski, podczas których zawsze świetnie się bawimy. Już sama podróż jest przygodą, bo jedziemy samochodem, zwiedzamy wiele miejsc. Zimą, jak nam się uda, lecimy w polskie góry na narty. To jest coś, czego tutaj nie doświadczysz, a Zbóje to uwielbiają i kojarzą z Polską. Przed każdym wyjazdem są bardzo podekscytowani i dopytują, kiedy jedziemy.

A czy mają w Polsce przyjaciół?

Jeszcze nie. Wynika to z dwóch powodów. W mojej rodzinie nie ma dzieci poza moimi, a w czasie pandemii mieliśmy długą przerwę w jeżdżeniu do Polski. 

Na razie mają polskich kolegów tutaj, o czym zupełnie nie wiedzieliśmy. To było prześmieszne. Któregoś dnia, gdy przyszłam odebrać Zbója Młodszego ze szkoły, co zdarza się rzadko, bo długo pracuję, poprosiłam: pokaż mi tego Olafa, bo jestem bardzo ciekawa, jak wygląda twój najlepszy kolega. Na to odwraca się jakaś kobieta i mówi po polsku: a to ja jestem mamą Olafa. Okazało się, że Olaf ma starszego brata w wieku Zbója Starszego. Wszyscy bardzo się lubimy, często spotykamy i rozmawiamy po polsku, co jest fajne. 

Czy dzieci dobrze mówią po polsku? Z niektórych wpisów można wynieść wrażenie, że do polszczyzny podchodzą bardzo emocjonalnie. Skoro mówią przez sen po polsku, kłócą się po polsku, ten język musi być w nich silnie obecny. 

Niewątpliwie angielski jest dla nich silniejszym językiem niż polski, bo przebywają w nim codziennie. Jednak myślę, że swobodnie czują się w obu tych językach. Na pewno nie znają polskiego tak, jak dzieci wychowujące się w Polsce albo wychowujące się tutaj, ale w czysto polskich, nie mieszanych, rodzinach. Zresztą są w takim wieku, że mało ich obchodzi poprawne mówienie. Mówią i już. 

To, co udało mi się osiągnąć i co jest ważne, to że dzieci bardzo silnie kojarzą mnie z językiem polskim. Wiedzą, że jak zaczną do mnie mówić po angielsku, ja poproszę, aby powtórzyli po polsku. Rozumieją też, że język ojczysty jest jak gdyby językiem uczuciowym i nie można tak naprawdę poznać żadnego człowieka, jeśli nie zna się jego języka ojczystego. Są rzeczy, które da się powiedzieć po polsku, a nie da się po angielsku i odwrotnie. Robię, co mogę i wiem, że jak będzie trzeba, to spokojnie się dogadają i mają na tyle emocjonalne nastawienie, że będą chcieli uczyć się dalej. 

Swobodne mówienie oznacza wysokie kompetencje językowe! Jak to osiągnęliście? Jak uczyliście się polskiego?

Niesamowicie pomogła pandemia. Byliśmy z dziećmi w domu. Oni uczyli się zdalnie, my pracowaliśmy i zajmowaliśmy się dziećmi na zmianę. Potem razem wychodziliśmy na spacer. Starszy radził sobie w szkole świetnie, więc wykorzystałam okazję, aby popracować nad polskim. Młodszy miał wtedy 3 czy 4 lata i też chciał się uczyć, jak starszy brat. W rezultacie pod koniec pierwszego lockdownu zaczynał sam czytać. 

A wcześniej? Jakie były początki waszego wychowania dwujęzycznego?

Na początku, jak byłam na urlopie macierzyńskim z młodszym synem, starałam się uczyć starszego z elementarza. Pisaliśmy literki, przyklejaliśmy naklejki i takie różne. Potem znalazłam niesamowitą nauczycielkę, która niestety z powodów rodzinnych musiała zrezygnować. Brakuje jej nam do dziś. Chłopcy byli w niej zakochani. Uczyli się z nią w soboty przez dwie godziny. Najpierw jeden, potem drugi. Mniej więcej na tym etapie zrozumiałam, że ja ich uczyć nie mogę, tak jak lekarz nie powinien leczyć członków własnej rodziny. 

Przez jakiś czas nie uczyliśmy się wcale. No prawie wcale, bo oczywiście czytaliśmy po polsku. Potem znalazłam drugą nauczycielkę. Młodszy Zbój chętnie do niej chodzi. Starszy powiedział, że już woli uczyć się w domu, więc uczymy się trzy razy w tygodniu po 15 minut, bo dłużej się nie da. 

To dobry moment by zapytać o ADHD. Jak to wpływa na naukę języków obcych i wychowanie dwujęzyczne?

ADHD nie ma zależności z nauką języka. Patrzę na moje dzieci i wszystkich uczniów z ADHD, jakich od 15 lat miałam. Chodzi o to, aby wziąć pod uwagę potrzeby dziecka. 

Dla nas ADHD znaczy tyle, że wszystko robimy w małych dawkach i na różne sposoby Staram się wykorzystywać okazje, hiperfiksacje. Teraz Młodszy Zbój zafiksował się na punkcie Antarktydy, więc przerabiam to ile się da. Wszyscy mówią, że ekrany są szkodliwe, ale dla takiego dziecka z ADHD oglądanie może być jedynym sposobem na wyciszenie. To właśnie trzeba robić, łapać to co dziecko interesuje i na tym pracować. 

Widziałam, że macie dużo pomysłów na naukę polskiego. Razem czytacie, układacie puzzle, wymyślacie różne gry językowe. Proszę powiedzieć: nauka przez zabawę, jak to u Was działa?

Tak, to u nas zdecydowanie działa! Dopóki dzieci nie wiedzą, że się uczymy, wychodzi nam to świetnie. Zaczęło się od jednego pytania, a ja podłapałam pomysł. Młodszy, zapytał mnie gdzie coś jest, a ja zamiast wskazać palcem, wymyślałam polskie wskazówki: pod stołem, obok małpy. Z tego wychodzi słownictwo, tak przy okazji, podczas opowiadania czy proszenia o konkretne rzeczy. Mamy też grę w skojarzenia, którą bardzo lubimy. Chodzi o to, aby wymyślać najróżniejsze skojarzenia, nawet bardzo odległe, byle dały się dobrze wytłumaczyć. 

A co czytacie?

Mam straszny problem, bo mój młodszy syn ma fazę na Antarktydę, a ja nigdzie nie mogę znaleźć książki z naszej ulubionej serii „Nela. Kierunek Antarktyda”. Z młodszym oprócz tego czytamy właśnie „Encyklopedię dinozaurów”, którą sam sobie wybrał, gdy byliśmy w Polsce. Tam jest mnóstwo ciekawych informacji. Przerabialiśmy ją od deski do deski już z sześć razy. Starszy jest na etapie „Harrego Pottera”. To nasze lektury przed snem. A jeśli chodzi o tzw. czytanie kanapowe, mamy taką serię „Sami czytamy”. Tam są krótkie opowiadania, duże litery, czytamy je na zasadzie: ja stronę, syn stronę. Druga rzecz to „Szkoła Trzęsiportków”. Treść jest napisana dużymi i małymi literami, co bardzo nam pasuje, bo ja czytam małe, a Młodszy duże, i nie słyszę zniechęcenia ojejku, trzeba przeczytać całą stronę. To bardziej współpraca. 

Współpraca to klucz, ale dzieci chyba nie zawsze są do niej chętne, prawda? Co jest największym problemem w wychowaniu dwujęzycznym?

Pierwszym i największym problemem jest to, że każde dziecko chce być takie samo jak jego koledzy.

Do pewnego wieku dzieci w ogóle nie mają ochoty się indywidualizować, chcą być jak wszyscy. A dzieci dwujęzyczne z natury rzeczy są inne. Zajmuje dużo czasu wytłumaczenie, że to jest dobre i nie ma się czego wstydzić.

Pamiętam do dziś, jak starszy rozpoczął szkołę, mówiąc bardzo ładnie i chętnie po polsku, a po kilku dniach polski zniknął. On cały czas rozumiał, co do niego mówię, ale żeby samemu coś powiedzieć, to już nie. Z tego co wiem, to jest ten moment, na którym wielu rodziców polega. Tak też było u znajomej Polki, której dwujęzyczna córka nagle przestała mówić po polsku. Ona też przestała i tak już zostało. Ojejku, pomyślałam, szkoda. 

Problemem jest też to, że to nauka ponad szkołę. Dlatego nie zdecydowałam się na sobotnią szkołę polską. Miałam wrażenie, że to będzie dla nich kara. 

Na koniec poproszę o małe podsumowanie: Jak wychować dziecko dwujęzyczne?

Trzeba aktywnie szukać okazji, aby wcisnąć ten polski, gdzie się da i gadać, gadać, gadać. Szczególnie, jak jesteśmy jedynym źródłem języka polskiego. Zwłaszcza, gdy dzieci są małe. Pamiętam, jak Zbój Starszy był mały, wprowadzałam się w stan permanentnego słowotoku, godzinami prowadziłam monologi, aby mógł się z tym językiem osłuchać. 

Ważne jest też znajdowanie czasu i okazji na naukę. To może być mówienie, wspólne zabawy, ale i włączenie polskojęzycznej bajki. Mimo, że nie polecam siedzenia przed ekranem, to jednak ogrom słownictwa, jakie moje dzieci przejęły z „Psiego Patrolu” zdumiewa. 

Przede wszystkim trzeba się zastanowić, czy naprawdę się chce. Dlatego że to nie jest łatwe  i nie jest też to coś, co można robić na pół gwizdka.

Jeśli się uzna, że się chce, trzeba  zdawać sobie sprawę, że to jest bitwa. Dla mnie strasznie trudne jest to, dzieci po szkole często chętniej idą opowiedzieć coś tacie po angielsku, niż mi po polsku. Tak jest im łatwiej, bo wprawdzie mówią swobodnie po polsku, ale po całym dniu w angielskim, są zmęczone i im się po prostu nie chce. Wolą iść do taty i poprosić, żeby mi później powtórzył. To boli, to jest trudne, aczkolwiek, wychowując dziecko dwujęzyczne, trzeba być konsekwentnym. Nawet, jeśli łatwiej i szybciej można coś załatwić po angielsku, nie można sobie na to pozwolić. Nawet, jeśli dziecko jest zniechęcone, nie odpowiada, trzeba dalej do niego mówić po polsku… i kupić sobie dobre wino. 


Dla przedszkolaków i uczniów
Reklama