Związek czyli zmiana
Wejście w związek/założenie rodziny to moment przełomowy, gdyż oznacza zmianę na wielu polach – społecznym, emocjonalnym, psychologicznym itp. Zadaniem rozwojowym, które nas czeka w tym okresie jest wypracowanie wspólnych zasad dla nowej relacji partnerskiej, wyznaczenie granic jej odrębności. Wymaga to zweryfikowania i czasem zakwestionowania zasad i przyzwyczajeń znanych z domu rodzinnego. Im sprawniej przebiegła wcześniejsza separacja od rodziców i usamodzielnienie się, tym łatwiej i bardziej świadomie tworzymy związek partnerski.
Specyfika relacji teściowa–synowa polega na spotkaniu się na terytorium tego związku dwóch kluczowych ról, czyli matki i żony. Obie te role mają duży wpływ na życie społeczne i emocjonalne rodziny, bo często to właśnie kobiety decydują jak zorganizowany jest dom, jak wychowuje się dzieci itp. Rozpoczyna się wówczas rywalizacja dwóch stylów życia. Jak łatwo wtedy o krytykę! W swojej praktyce psychologicznej spotkałam się z krytykowaniem (teściowa synową i synowa teściową) praktycznie w każdym aspekcie funkcjonowania… Od sposobu przyrządzania konkretnych potraw, poprzez gust i wybory konsumenckie, aż do stopnia zaangażowania w opiekę nad dziećmi/wnukami.
Dodatkowym czynnikiem utrudniającym porozumienie się jest słynne: „To ja znam go lepiej”. I znów następuje prześciganie się w udowadnianiu znajomości potrzeb męża/syna oraz stopnia zażyłości ich wzajemnej relacji. A jak w tym wszystkim odnajduje się mężczyzna? Otóż jego postawa ma kluczowe znaczenie, bo może (nie)świadomie rozgrywać bliskie mu kobiety przeciwko sobie nawzajem, łącząc się to z jedną, to z drugą w chwilowe sojusze.
Gdzie przebiega granica
Z punktu widzenia rozwoju życia rodziny ważne jest, abyśmy byli solidarni ze swoim partnerem/partnerką, gdyż to z tą osobą tworzymy związek. Nie powinniśmy w chwilach kryzysów wtajemniczać rodziców w małżeńskie niesnaski, choć może to być kuszące. Nie należy również brać na siebie odpowiedzialności za samopoczucie rodzica, z małym zastrzeżeniem, że w pewnych przypadkach (samotność, choroba) bywa to trudne do oddzielenia. To oczywiście rady dla obu stron relacji – co jednak decyduje, że to właśnie pomiędzy synową a teściową, a nie pomiędzy teściem a zięciem, dochodzi do największych tarć?
Wydaje się, że czynnikiem decydującym jest postrzeganie i ocenianie kobiety przez pryzmat jej zaangażowania w życie rodzinne. To pokłosie czasów, gdy dom był wyłączną domeną żony i na niej ciążyła odpowiedzialność za jego funkcjonowanie. Normy społeczne nie zmieniają się tak szybko, stąd teściowa może mieć odmienne oczekiwania niż synowa. A im mniej elastyczności w spojrzeniu matki mężczyzny, tym każda innowacja w postępowaniu jego żony będzie definiowana w kategoriach odstępstwa od „normy”. I potępiona. Co w odpowiedzi może rodzić bunt i frustrację, wyrażane ostrzejszym podkreślaniem istniejących różnic, odseparowaniem teściowej np. od wnuków itp.
Usłyszeć siebie nawzajem
Jak zatem rozwiązać ten węzeł gordyjski? Pomocne dla teściowej powinno być uświadomienie sobie, że jej syn nie bez powodu wybrał na partnerkę taką, a nie inną osobę, co oznacza, że akceptuje jej zachowanie i poglądy lub bierze na siebie odpowiedzialność za znalezienie kompromisów. Nie uszczęśliwiajmy go na siłę i nie ingerujmy w jego ustalenia małżeńskie, to nigdy nie przynosi niczego dobrego. Syn zawsze pozostaje synem, ale nie potrzebuje już troskliwej opieki – czas zobaczyć go z innej perspektywy i cieszyć się nią. Ważne jest również to, aby rozejrzeć się wokół siebie i zastanowić: czy realizuję swoje cele i pasje, czy żyję swoim życiem? Nadmiarowe zainteresowanie życiem dorosłych dzieci może oznaczać, że coś nie działa w naszym. Warto się temu przyjrzeć z otwartością.
Natomiast synową zachęcam do wyjrzenia poza powszechnie wyśmiewany obrazek teściowej, która chce tylko utrudniać jej życie. Często negatywne nastawienie wzmaga postawę obronną i ustawia w pozycji rywalki. Teściowa może się mylić, ale może też… mieć rację. Warto zobaczyć za stereotypem człowieka. I nie wyrzucać od razu wszystkich rad do kosza. A jeśli tak nas denerwuje, to może obnaża nasze własne lęki i niepewność? Może tak bardzo chcemy, żeby nas wszyscy akceptowali, że nie potrafimy znieść krytyki lub po prostu innego zdania? Nie ma chyba obszaru, w którym ludzie tak bardzo by się różnili, niż np. poglądy na temat funkcjonowania małżeństwa lub wychowywania dzieci, ale można różnić się konstruktywnie.
A co może zrobić mężczyzna? Na pewno jasno wytyczyć granice swojego związku i okazywać wsparcie partnerce. Chowanie głowy w piasek, „żeby nikogo nie denerwować”, nie jest żadnym wyjściem, a może doprowadzić do poważnych napięć w związku, a nawet do rozwodu. Wzięcie odpowiedzialności bywa trudne, ale w tym przypadku nic nie ułoży się samo. Być może powiedzenie „nie” nadmiernie ingerującej matce jest dalszą częścią małżeńskiego „tak” powiedzianego żonie.